URZĄD GMINY BRODY
ul. Stanisława Staszica 3
27-230 Brody
woj. świętokrzyskie.
Wt-Pt: 7:15 - 15:15
Chciałem przyjechać do Polski |
Mariusz Zawłocki: Wiem, że wychował się ksiądz w polskiej rodzinie na Ukrainie. Jak tam trafili księdza rodzice? Ks. Jan Śnieżyński: Moja rodzina mieszkała W Braiłowie k. Winnicy jeszcze ponad 200 lat temu, gdy te tereny należały do Polski. Po przemianach politycznych moi przodkowie pozostali w rodzinnym gnieździe. W małej, rodzinnej parafii czczona była Łąskami słynąca figura Pana Jezusa w cierniowej koronie. Z tego co wiem, nadal wydarzają się tam cuda a rzeźba otaczana jest czcią. MZ: Czy rodzina księdza uznawała się za Polaków? ks.J.Ś.: Zawsze przyznawaliśmy się do polskości i do wiary katolickiej, choć to było trudne w tamtych czasach. MZ: Jak potoczyło się życie księdza jako młodzieńca? ks.J.Ś.: Odkryłem swoje powołanie i wstąpiłem do Seminarium Duchownego w Rydze. W roku 1968 przyjąłem święcenia kapłańskie. Jako młody ksiądz pracowałem w wiejskiej parafii na Łotwie. MZ: Wiem, że pracował ksiądz w Gruzji. Jak tam ksiądz trafił? ks.J.Ś.: w 1971r. zostałem poproszony o pomoc podeszłemu w latach ks. Konstantemu Sakaszwili - proboszczowi parafii Św. Piotra i Pawła w Tbilisi. Po jego śmierci, w 1973r. objąłem probostwo parafii. MZ: Ile osób przychodziło do kościoła? ks.J.Ś.: W Gruzji wtedy było mało katolików. Do mojej parafii należało ok. 500 katolików, ale na mszę Św. przychodziło 100 – 150 osób. Od zawsze w parafii św. Piotra i Pawła był ksiądz katolicki. Parafia była rozsiana na bardzo dużym obszarze, dlatego w roku 1976 otrzymałem do pomocy gorliwego wikarego ks. Józefa Kornaszewskiego z Łotwy. W tym czasie dużo Ormian zamieszkałych w północnej części Gruzji, (ok. 250km od Tbilisi), chciało przyjeżdżać do parafii w Tbilisi, ale były problemy z uzyskaniem przepustek dla nich. Od 1980 roku jeździliśmy do strefy przygranicznej z posługą duszpasterską. MZ: Czy na Kaukazie, po tzw. pieriestrojce, więcej osób zaczęło chodzić do kościoła? ks.J.Ś.: Od 1993 roku w Gruzji sytuacja zaczęła się normalizować. Więcej ludzi przychodziło do kościoła. Odwiedzali nas kolejni nuncjusze stolicy apostolskiej. W tym roku byłem w Tbilisi. Jest tam katedra i biskup. Nadal stoi dawny mój kościół Sw. Piotra i Pawła. MZ: Jakie działania podjął ksiądz by otoczyć opieką świeckich, którzy coraz chętniej przyznawali się do wiary? ks.J.Ś.: W Tbilisi założyłem wspólnotę neokatechumenalną, która istnieje do dziś. Z jej szeregów pochodzi już 2 kapłanów. Obaj studiowali w Seminarium Redemptoris Mater w Warszawie. MZ: Tak z sentymentu zaproponował im ksiądz właśnie Warszawę? ks.J.Ś.: To było inaczej. Ci chłopcy, którzy chcieli być kapłanami, wraz z innymi postulantami, byli gotowi pójść do jednego z kilkudziesięciu seminariów misyjnych rozsianych po całym świecie. Na spotkaniu formacyjnym, obaj znani mi młodzieńcy wylosowali Warszawę! Teraz są księżmi. Zuriko Kakaczaszwili jest w Gruzji. Cieszyłem się gdy w sierpniu mnie odwiedził. Artur Awdalian – Ormianin pracuje w podwarszawskiej parafii a jednocześnie opiekuję się katolikami obrządku Ormiańskiego zamieszkałymi w północnej Polsce. MZ: Jak to się stało, że trafił ksiądz do Polski? ks.J.Ś.: Zawsze chciałem przyjechać do kraju moich przodków. Udało się to w 2001 roku. Mój znajomy ks. prof. Roman Dzwonkowski, polecił mi właśnie sanktuarium w Kałkowie – Godowie, w którym pracuję do dziś. Obywatelstwo Polskie otrzymałem w 2004 roku. MZ: Dużo ma ksiądz pracy? ks.J.Ś.: Wiele osób przyjeżdża do Kałkowa, organizowane są czuwania. Te wszystkie działania wymagają obecności księdza. Czasem martwię się, że zasłabnę, ale jak na razie radzę sobie. MZ: Życzę księdzu zdrowia niezbędnego do pracy w parafii. Dziękuję za rozmowę.
|
|||
Poprawiony: piątek, 13 listopada 2009 14:18 |